Spojrzenie wstecz, czyli obrazki ze świata za mgłą.
Co
wiedziałam o Irenie
Krzywickiej, zanim przeczytałam
tomik jej opowiadań
„Teraz się nie
umiera.”. Niewiele, choć
wydawało mi się,
że bardzo dużo.
Miałam
prawo tak uważać,
bo to, co wiedziałam,
doszło do mnie niejako z
własnych ust pisarki:
swojego czasu z zapałem
wczytywałam się
w „Wyznania gorszycielki”, autobiografię
Krzywickiej, wydaną w 1992 roku w Warszawie. Autorka bez ogródek opowiadała
zarówno o swoim niekonwencjonalnym życiu
osobistym, jak i o działalności
dziennikarskiej, publicystycznej i społecznej.
Oczywiście, wiedziałam
że Krzywicka była
też autorką
literatury pięknej, ale
miałam wrażenie,
że tego typu twórczość
była raczej na uboczu jej
zainteresowań. Mimo to,
byłam bardzo ciekawa jej
powieści i opowiadań.
Opowiadania
z tomiku „Teraz się nie
umiera” powstały w
latach 60-tych ubiegłego
wieku. I muszę przyznać,
że nawet gdybym nie
wiedziała o Krzywickiej
zupełnie nic, po tej
lekturze chciałabym
dotrzeć do wszystkich
informacji.
„Teraz
się nie umiera” to
zbiorek bardzo skromnych, kameralnych opowieści
z życia wziętych
(o czym w „Posłowiu”
nadmienia Andrzej Krzywicki, syn autorki) z czasów dwudziestolecia,
drugiej wojny światowej i
lat powojennych. Od razu podkreślam,
że kto się
spodziewa „barwności”,
„przygód” i „bohaterstwa” (czy raczej bohaterszczyzny),
których tak często
oczekujemy , czytając o
tych okresach z historii naszego kraju, będzie
zawiedziony. Polityki też
tu niewiele. Krzywicka opowiada o ludziach, których losy
bezpowrotnie zmieniła
wojna, dla których wojna pozostała
punktem odniesienia, choć
w momencie narracji istnieje on „obok”, a nie w centrum wydarzeń.
Tak
jest dla bohaterów „Smutnego
szantażu”:
„ (…) dopiero wojna zbliżyła
nas do siebie.” (str. 54). Bohaterowie opowiadania żyją
w tzw otwartym małżeństwie
(ciekawa rzecz, widzimy, że
tylko pan małżonek
korzysta z przedślubnej
umowy, że małżeństwo
nie może żadnej
ze stron w niczym ograniczać).
Wszystko układa się
pięknie, do momentu gdy
nachodzi ich w domu jedna z kochanek głównego
bohatera, bardziej natrętna
i niezrównoważona (a
może: uczuciowa i
niezrównoważona), niż
pozostałe.
W
„Przygodzie na
Riwierze” (moje
ulubione opowiadanie, Krzywicka po mistrzowsku operuje tu nastrojem)
bezimienny bohater, ubogi przybysz z Polski, zyskuje niepowtarzalną
szansę. Spotkana w Monte
Carlo bogata Amerykanka proponuje mu wspólny wyjazd i podróż
dookoła świata.
To, w domyśle, jedna z
ostatnich okazji dla młodego
człowieka, by pędzić
ciekawsze, „bardziej wolne” życie,
niż było
mu przeznaczone. Nadejdzie przecież
wojna – cezura między
młodościa,
gdy wszystko było
możliwe, a bezbarwną
egzystencją za „żelazną
kurtyną”.
A
„Zamurowany świat”,
tekst, który wywołał
oburzenie samego Henryka Grynberga? Celina i Henryk są
bardzo liberalną parą
– Henrykowi nie przeszkadzają
inni partnerzy (i partnerki) żony,
oni z kolei tolerują
obecność męża,
ale - do czasu. Podczas okupacji Celina i Bolesław
(ten „trzeci” z przedwojennych lat) ukrywają
się we Lwowie w domu
miejscowej lekarki (zresztą
też zakochanej w
Celinie), aż tu nagle
zjawia się Henryk,
odnaleziony cudem. No i co z nim zrobić,
przecież go nie wygonią,
on też jest Żydem,
ściganym przez nazistów.
Henryk wprowadza się do
alkowy za szafą i tak tam
sobie żyją,
on, ona i jej kochanek. Brzmi jak dowcip, ale dowcip to nie był
– Krzywicka bezlitośnie
opisuje swoiste, intymne, upodlenie ukrywających
się, wynikające
również z nienaturalnej
sytuacji w ich życiu
prywatnym. I trochę
rozumiem tego Grynberga: w każdej
chwili gestapo może im
spaść na głowy,
a tu dwaj panowie się
tarmoszą o wdzięki
Celiny, ich muzy! Tu bezsensowna brutalność
wojny, a tu – może
jeszcze bardziej niezrozumiała
– brzydota uczuć i
codziennego życia.
I
teraz parę słów
o „Idzie”,
chyba najbardziej interesującym
ze znanych mi opowiadań
Krzywickiej. Nie ma ono nic wspólnego ze znanym filmie pod tym
samym tytułem, oprócz po
części, tematyki. U
Krzywickiej mała Żydówka
zostaje wychowana przez Niemkę
- i na Niemkę,
„hitlerówkę”. Po
wojnie Idę odnajduje jej
biologiczny ojciec, ale dziewczynka przez długi
czas nie chce zaakceptować
faktu, że nie należy
do narodu „nadludzi”. Ojciec jest dla niej obcym człowiekiem,
zaś bycie Żydówką
kojarzy jej się tylko z
zagrożeniem. A to dopiero
początek: Ida przez całe
lata będzie poszukiwać
swojej tożsamości.
Czy z sukcesem? Kto to wie?
Omówiłam
tylko kilka utworów Krzywickiej, bardzo polecam pozostałe teksty,
zamieszczone w tomiku. Są tam jeszcze inne interesujące opowieści.
W opowiadaniu „Blanche i Hans” autorka pisze tak: „(...) wraz z
blaskiem lamp z góry spłynęła czerwonawa poświata Paryża. Nasz
ciemny kącik stanowił jakby małą grotę, chroniącą przed ludzką
inwazją.” (str. 170). Tyle, że czytając, przekonujemy się, że
przed skutkami inwazji nikogo już nie da się obronić...
Komentarze
Prześlij komentarz