W Sztokholmie na przedmieściu, czyli wampir Ci wszystko wybaczy.

Wpuść mnie” Lindqvista to jedna ze smutniejszych, bardziej poruszających i nietypowych książek, które ostatnio czytałam. Nie było łatwo znaleźć słowa, aby o niej napisać.

Więc: co w tej książce takiego jest?

Otóż: jest Oskar, gimnazjalista mieszkający na sztokholmskim przedmieściu. Chłopiec nieźle się uczy, sporo czyta i ma rodziców, którzy, chociaż rozwiedzeni, bardzo kochają syna i są gotowi – każde na swój sposób – mu nieba przychylić. Oskar ma też osobliwy charakter i – niestety – poważne kłopoty. Prześladowania rówieśników sprawiają, że obawia się chodzić do szkoły. Nie pomagają ani interwencje matki, ani wsparcie nauczycieli. Do czasu... .

Jest też Jonne, jeden z chłopców dręczących Oskara. W swoim koledze budzi strach, sam lęka się brata i jego znajomych spod ciemnej gwiazdy. Największy skarb Jonnego to zdjęcia wykonane przez nieobecnego ojca. Chłopak będzie się cieszył nimi i napawał swoją siłą, aż... .


Są jeszcze Virginia, Lacke, Jocke, Gősta i reszta paczki „wesołych pijaczków”. Większość z nich nie pracuje, za to pędzi względnie beztroskie życie. W końcu, jak mówi Lacke: „To jest Szwecja. Weź krzesło, postaw na chodniku. Usiądź i czekaj. Jeśli będziesz czekał dostatecznie długo, ktoś (…) zajmie się tobą.” (s. 125). I tak przyjaciele będą sobie popijać i spotykać się w każdy piątek „u Chińczyka”, do momentu, gdy... .

Do momentu, gdy losy ich i innych bohaterów powieści skrzyżują się z losami Eli, wampirzycy w ciele dwunastoletniego dziecka. Jej postać tylko w pewnym stopniu wpisuje się w tradycje literackiego krwiopijcy. Owszem, jest ona np. nieprzeciętnie silna, szybka i odporna na zimno, ale urodą urzeka już tylko od przypadku do przypadku. Wampiry są często przedstawiane jako bardzo atrakcyjne i Eli też taka... bywa, jeśli akurat nie zapomniała się wykąpać i nie grzebała ostatnio w śmietniku. I jeśli nie zaniedbała dziennej dawki krwi, oczywiście.

Wygląd Eli to, oczywiście, nie wszystko. Można by długo wymieniać wątki, dzięki którym „Wpuść mnie” różni się od typowej „wampirycznej” powieści – zarówno w klasycznym rozumieniu, jak i jeśli chodzi o współczesne „emo” wampiry. Wystarczy wziąć pod uwagę choćby losy bohaterów drugoplanowych, którzy – na własne życzenie bądź nie – zostali przemienieni w „nieumarłych”. Czy to, że najbardziej zaciekłymi – i skutecznymi - „pogromcami wampirów” w książce okazują się... koty (ludzka drużyna do końca nie dała rady się zebrać). Oraz centralna para Eli-Oskar: jeśli o ich dwoje chodzi, to od pewnego momentu trudno stwierdzić, które z nich miało większego pecha i gorzej wyjdzie na tej znajomości. Owszem, Eli uwodzi urokiem potwora, jest okrutna i bezwzględna, ale jeśli chodzi o Oskara, potrafi się powstrzymać. A czy z kolei Oskar to niewiniątko,ścigane przez pożądliwe monstrum? Zgadza się, Eli przeraża chłopca i budzi jego obrzydzenie... dopóki sytuacja się nie zmieni. Można powiedzieć, że są takie chwile, kiedy wampirzyca próbuje uciekać od swojej morderczej natury, podczas gdy Oskar garnie się do niej właśnie ze względu na to, co jego przyjaciółka umie najlepiej. Przegryzać gardła i urywać głowy.


I tak to się toczy, aż do ostatniej sceny, gdy Eli leży w skrzyni, a Oskar ma na twarzy szeroki uśmiech. Wspólnie jadą w świat. A czytelnik zaczyna się na dobre bać, próbując zgadnąć, które z nich jest bardziej groźne. I dla kogo: dla siebie, dla tego drugiego, czy dla niczego niespodziewającej się ludzkości?

Komentarze

Popularne posty