Śnieg, lód i trwoga, czyli nadmorska wyprawa w krainę mroku.
Michelle
Paver, Cienie w mroku, Warszawa 2010
„Cienie
w mroku” to kolejna książka,
którą
przeczytałam
w ramach wyzwania „klasyka horroru”. Hasłem
na lipiec i sierpień
jest „horror marynistyczny”. Od razu przyznam, że
miałam
do wyboru utwory tak uznanych pisarzy, jak E. A. Poe, Conrad czy
Conan Doyle. Tym razem zdecydowałam
się
na powieść
współczesnej
autorki – i to był
zdecydowanie dobry pomysł!
Muszę
zaznaczyć,
że
„Cienie w mroku” nie do końca
mieszczą
się
w zakresie wakacyjnego wyzwania. Akcja książki
tylko w niewielkim stopniu rozgrywa się
na statku. Większość
wydarzeń
ma miejsce w Gruhuken, fikcyjnej nadmorskiej osadzie na
Spitzbergenie. Kiedyś
wydobywano tam bogactwa naturalne, dziś
mieści
się
tam stacja badawcza, założona
przez grupę
młodych
naukowców z Londynu. Niestety, bohaterowie „Cieni” niewiele
zbadają
– uczestników wyprawy od początku
prześladuje
pech i w końcu
na miejscu zostaje tylko telegrafista, Jack Miller. Od niego teraz
zależy
osiągnięcie
chociaż
niektórych z zaplanowanych celów wyjazdu; Jack, z różnych
powodów, jest gotów na wiele, aby osiągnąć
sukces. A morze? Cały
czas jest w pobliżu.
Stamtąd
przychodzi zagrożenie.
W morzu skończy
się
szansa Jacka na szczęście,
choć
nie odbierze mu ono życia.
„Cienie”
to piękny,
nastrojowy utwór. Kto nie przepada za horrorami spod znaku krwi i
flaków, w tym wypadku będzie
zadowolony. Omawiana przeze mnie książka
to dość
typowa ghost
story opowiadająca
o tym, jak grzechy przeszłości
wracają,
w postaci mściwego
ducha, ociekającego
morską
wodą.
Ale jak to jest zrobione! Wierzymy, że
on wrócił.
I że
jest wściekły.
Czasem, czytając
powieści
grozy, narzekam na małą
zawartość
horroru w horrorze, na brak tego poczucia, że
muszę
oglądać
się
przez ramię,
a wieczorem nie wolno mi zgasić
światła.
Tym razem nie narzekałam.
I
jeszcze jedno: opisy przyrody. Wiem, jak to brzmi, ale powiem tylko
jedno: po tej lekturze chcę
jechać
do Arktyki, choć
nie cierpię
zimna. Bo: morze! Foki! Śnieg!
Morze! Góry lodowe!
Na
koniec zachowałam
to, co najważniejsze.
Moim zdaniem, nie pisze dobrego horroru autor, który nie próbuje
choćby
zahaczyć
o zagadkę
ludzkiego serca. Prawie do końca
czytelnik ma trudności
z osądzeniem,
co tak naprawdę
jest powodem kłopotów
Jacka: nawiedzenie przez ducha, czy jego własne,
niełatwe
usposobienie.
„Cienie
w mroku” to dobra książka,
zwłaszcza
na upały.
Jest jak łyk
mrożonej
kawy. A nawet mrożącej.
Komentarze
Prześlij komentarz